- Ruddie! Wśtawaj! - wydarł mi się do ucha Michael, przyrodni brat. Zaadoptowałyśmy go trzy miesiące temu. Mama nie chce mieć drugiego faceta, a na in vitro nie zgodzi się za nic na świecie. A tego malucha pokochała od razu, gdy go zobaczyła. On ma pięć lat, jest ode mnie o osiemnaście lat młodszy. Czuję się, jakbym to ja była jego mamą.
Przytuliłam malucha i szepnęłam mu do ucha:
- Wiesz, że dzisiaj nie muszę?
Spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczkami i spytał, sepleniącym głosikiem:
- Dlaciego?
Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Bo nie mam dzisiaj zajęć w szkole!
W jego niebieskich oczętach, zobaczyłam ogromną radość. Maluch od kilku dni chorował, a żadna z nas, to znaczy ja i mama, nie mogłyśmy z nim zostać. Ja ze względu na studia, ona - z powodu awansu, który niedawno został jej dany. Mike całe dnie się nudził ze starą nianią.
Wyszłam z łóżka, założyłam szlafrok, kapcie i skierowałam swe kroki w kierunku kuchni, niosąc małego na rękach. Posadziłam go na wysokim krzesełku i przygotowałam mu kaszkę mannę, którą łapczywie zajadał.
Po śniadaniu, umyłam go, ubrałam w czyste ubranka, i posadziłam przed telewizorem, aby pooglądał bajki.
Już po chwili, nic nie mogło go oderwać. Korzystając z tego momentu, zajęłam łazienkę i zaplotłam włosy w długiego warkocza, umyłam się, ubrałam. Wróciłam do salonu i usiadłam na kanapie. Michael przytulił się do mnie i zakasłał. Najgorsze chwile choroby minęły, więc mogłam z nim wyjść na dwór.
- Idziemy na plac zabaw? - spytałam, kiedy skończyła się bajeczka. W odpowiedzi, malec wyłączył telewizor i pobiegł się ubrać. Jak ja kocham tego brzdąca.
Założyłam wysokie kozaki, kurtkę i pomogłam malcowi uporać się ze sznurówkami jego butów. Założyłam mu czapkę, rękawiczki, kurtkę, zabrałam torbę i wyszliśmy z domu.
Na miejscu, Michael od razu pobiegł na huśtawkę do kolegów, a ja usiadłam na ławce, żeby go poobserwować. Są plusy posiadania młodszego brata. Możesz zjeżdżać na zjeżdżalni, i nikt nie zarzuci ci, że jesteś wandalem.
Młody zaczął się bawić w piaskownicy, a ja zobaczyłam przyjaciółkę, siedzącą na ławce obok.
- Sophie! - krzyknęłam.
- Ruddie?! - zdziwiła się, ale po chwili utonęłyśmy w uścisku.
- Boże, nawet nie wiesz, jak bardzo mi cię brakowało! - szepnęłam. - Jest Luke? - dodałam głośniej. Dziewczyna kiwnęła głową i zawołała młodszego brata. Przybiegł po chwili, razem z Michaelem. Uznałyśmy, że zrobiło się zimno, i wróciłyśmy z chłopcami do kawiarni. Zamówiłyśmy chłopcom soki, a sobie kawę. Zaczęłyśmy rozmawiać, aż w końcu, zadałam pytanie, którego odpowiedź, ucieszyła mnie najbardziej w ostatnim czasie.
- Co robisz w tej dzielnicy? Mieszkasz przecież po drugiej stronie Los Angeles. - zauważyłam.
- Już nie. - uśmiechnęła się, wywołując u mnie po stokrotne zdziwienie.
- Co? Jak to?
- Przeprowadziłam się tutaj, bo będę w tej samej uczelni co ty. - powiedziała, upijając łyk napoju. Wyrzuciłam ręce w górę, w geście zadowolenia.
Po godzinie, kiedy chłopcy zaczęli się nudzić, wyszłyśmy z budynku. Zrobiło się bardzo zimno, więc oddałam swój szalik bratu, a sama rozpuściłam warkocza, żeby było mi cieplej.
Młody zobaczył pięknego owczarka niemieckiego ze szczeniętami, należącego do jakiegoś pijaka. podbiegł, ciągnąc mnie za sobą i zwrócił się do śpiącego właściciela.
- Psieplasiam... - zaczął, ale niezbyt głośno. Szarpnął mnie za rękę i poprosił:
- Rud, zlób coś!
Kiwnęłam głową i trąciłam śpiącego, dosyć mocno. Drgnął, ale nie obudził się.
- HEJ! - krzyknęłam prosto do jego ucha. Natychmiast się poderwał i zaczął mamrotać:
- Są gdzieś gliny? Nie? Ufff... - zwrócił się w moją stronę, a ja zobaczyłam, że nie jest żadnym pijakiem, jedynie trochę brudnym od błota chłopakiem.
- Cześć - przywitałam się. - Mój brat chciałby pogłaskać twojego psa. Może? - spytałam, posyłając mu uśmiech.
Odwzajemnił go i zgodził się. Szczęśliwy Michael, podbiegł do owczarka i pogłaskał go czule. Tymczasem, chłopak zwrócił się do mnie:
- Nie mam komu dać szczenięta. Bo mówią, że jestem bezdomny, więc moje psy są chore. - zwierzył mi się, patrząc na mnie z nadzieją. Pomyślałam chwilę i powiedziałam:
- Myślę, że mogę jednego wziąć.
Te kilka słów, uszczęśliwiły chłopaka, który krzyknął:
- Gdyby nie to, że jestem cały w błocie, mam brudne ręce, to przytuliłbym cię.
Uśmiechnęłam się i dałam przyjaciółce znaki, że zobaczymy się na uczelni. Do chłopaka zwróciłam się:
- Chcesz się umyć?
- Pewnie!
- To bierz psy, i idziemy do mojego domu.
Na miejscu, gdy już się umył, spytałam go, jak się nazywa.
- Jestem Ruddie, a ty?
- Severin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz