- Severin.
O, Boże. Zawsze chciałam, żeby mój jeden jedyny miał tak na imię. Gadam jak typowa gimbusiara. WSTYD. Fe!
Spojrzałam na niego i wymiękłam. Boże, te oczy! Niebieskie...
STOP! DOSYĆ TEGO!!!
NIE BĘDĘ ROZPATRYWAĆ JEGO URODY!
- R? - spytał - Wszystko okey?
- Tak, czemu pytasz?
- Bo raz jesteś rozanielona jak na mnie patrzysz, a po chwili się wkurzasz.
Cholera. To aż tak widać?
- Wydaje ci się. - burknęłam jedynie i zauważyłam, że ma na sobie mój czarny szlafrok.
- CO TY NA SOBIE MASZ?! - wrzasnęłam. Spojrzał na siebie i wzruszył ramionami. Stwierdziłam, że trochę mu pomogę.
- Mój szlafrok. - sprostowałam, bezsilnie.
- Wiesz, zawsze mogę go ściągnąć... - zaczął zdejmować nakrycie, ale powstrzymałam go krzykiem:
- Boże, nie ściągaj!
- Ej, mam bieliznę. - uniósł brwi, a ja, wściekła, zabrałam swoją własność.
Imponował mi jego sposób bycia. Bez skrępowania, wyrażał, co myśli, gotów jest rozebrać się na środku korytarza, przed oknem wychodzącym na ulicę. Spojrzałam na jego tors i ześwirowałam.
Severin podchwycił mój wzrok i wybuchnął śmiechem.
- Jeśli masz się tak na mnie gapić jakbyś chciała mnie zjeść, to chyba jednak pójdę.
Boże. Serio tak patrzę? Mniejsza o to. Dałam mu bluzkę bez rękawów ojca, na to koszulę, jakieś jeansy, pieniądze za dwa szczenięta (jeden dla mnie drugi dla brata) i pożegnałam. Po chwili, zapukał z powrotem do moich drzwi i zapytał o kurtkę. Dałam mu byle jaką i zamknęłam dom na cztery spusty.
Maluch, do tej pory bawiący się z pieskami, usnął na podłodze, przytulając śpiącą suczkę. Uśmiechnęłam się na ten widok i zaniosłam go do jego pokoju.
Gdy byłam już w piżamie (czyt: bluzce na ramiączkach i majtkach) usłyszałam otwierające się drzwi i wchodzącą mamę. Wyjrzałam z pokoju i natychmiast pożałowałam; była półnaga, pijana, obściskująca się z jakimś facetem.
- Mamo? - usłyszałam brata i pobiegłam zamknąć go w jego pokoju.
Gdy wróciłam, matka i ten facet, pieprzyli się na środku salonu, jakby świata poza sobą nie widzieli.
- Wstydź się! - wrzasnęłam, wyrywając ich z rytmu. - Chrzanicie się na środku pokoju, jak jakieś psy, w ogóle nie myśląc, że w domu jest pięcioletnie dziecko! On przeżył traumę! Co wy tutaj robicie, do kurwy nędzy?! - wrzeszczałam ile sił w płucach, aż poczułam, że Mike łapie mnie za rękę. Obok mojej nogi, były szczęnięta, z ciekawością patrzące na moją rodzicielkę, bzykającą się bez wstydu.
- Wypierdalać! - wrzasnęła tylko, wypychając nas z pokoju. - Zabieraj swoje manatki i tego bachora i wypierdalaj z tego domu! Dosyć już się tego naoglądałam, tych waszych mord! - krzyczała. Mimo, że wiedziałam, że jest pijana, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Sama wypieprzaj. - syknęłam, a po chwili moja głowa odskoczyła na bok, pod wpływem silnego uderzenia.
- Skoro nie... ja się wyprowadzę. Zabieram Michaela, psy, samochód, kasę. - mówiłam z głową opuszczoną w dół. Pociągnęłam przerażonego malca do mojego pokoju i poleciłam mu, żeby położył się spać. Poprosił jedynie o misia. Przemknęłam do jego pokoju, wzięłam ulubioną zabawkę malucha, wszystkie walizki, ubranka brata. Weszłam z tym wszystkim do mojej sypialni, i zaczęłam się pakować. Wszystko wrzuciłam do czterech walizek, po czym ubrałam się w dzisiejsze ciuchy. To samo uczyniłam z młodym i wyszłam z domu. Posadziłam brata w foteliku, pieski obok niego, i wróciłam się do domu, żeby zabrać torby. Będąc przy drzwiach, przypomniałam sobie o kosmetykach, które zgarnęłam do małej reklamówki. Zabrałam wisiorek od Sophie i wypuściłam małego kanarka na wolność.
W samochodzie, zobaczywszy, że Mike śpi z suczką, uśmiechnęłam się przez łzy. Zgarnęłam samca do przodu i zaczęłam głaskać.
Ślad po uderzeniu, widoczniał z każdą chwilą. Odpaliłam silnik i wyjechałam z domu. Znalazłam Jakiś hotel i zaparkowałam na parkingu ;drzwi były zamknięte. Usnęłam, przytulając zwierzątko do piersi.
Pukanie do szyby obudziło mnie gwałtownie. Otworzyłam oczy i ujrzałam... Severina, patrzącego na mnie ze zdziwieniem. Wskazywał na mojego brata, który ze spokojem głaskał psa. Zerknęłam na zegar i przeklęłam.
- Cholera.
Pomachałam chłopakowi i na pełnym gazie, ruszyłam do przedszkola małego. Odprowadziłam go, szybko zmieniłam mu buty, pożegnałam się z nim, dałam znać wychowawczyni, że to ja go przywiozłam i ruszyłam na wykłady. Przelotnie patrząc w lusterko, stwierdziłam, że mam siniaka na twarzy.
Wpadłam do właściwej sali i zajęłam miejsce w ostatnim rzędzie.
- Gdzieś ty była? - spytała mnie Sophie. - Sama musiałam poznawać uczelnię!
Bąknęłam coś na przeprosiny i skryłam się za włosami. Śmierdziałam trochę. Wiem o tym.
Po pięciu godzinach, kiedy szłam na ostatnie zajęcia, zadzwonił mój telefon.
- Halo? - rzuciłam, wchodząc po schodach.
- Witaj, Ruddie. Twoja mama chce odebrać małego. Może? - Usłyszałam głos pani McMillan, dyrektorki przedszkola.
- Boże święty, absolutnie nie! - zaprzeczyłam. - Proszę poczekać pół godziny. Za chwilę będę! - rozłączyłam się i wybiegłam z budynku, w kierunku auta. Zobaczyłam w nim, jak szczenięta leżą i zdychają z głodu. Dałam im mleko brata w także jego miseczce i ruszyłam z piskiem opon w kierunku przedszkola.
Gdy dojechałam, zobaczyłam auto należące do faceta z wczoraj i jego w środku. Pokazałam mu fuckersa, po czym wbiegłam do budynku. Mały był już ubrany, ale za żadne skarby świata nie chciał iść z matką. Na mój widok, krzyknął z radości i podbiegł, a ja wzięłam go na ręce. Mama się "rozpłakała" i rzekła:
- Nastawiłaś mojego syna przeciwko mnie! Jego mamę!
To, co powiedział maluch, zmiotło mnie z nóg.
- To Ruddie jeśt moją mamusią. - szepnął i pocałował mnie w policzek. Wzruszona do granic możliwości, wyszłam z budynku. Otworzyłam samochód i zapięłam małego w jego foteliku. Przeszłam na siedzenie kierowcy i już miałam odpalać, kiedy Mike zwrócił się do mnie:
- Ruddie... - urwał, a ja się do niego odwróciłam.
- Tak, kochanie?
- Mogę mówić do ciebie mamo?
Łzy szczęścia poleciały mi po policzkach i kiwnęłam głową.
- Oczywiście, że możesz.
Mały pojaśniał i po chwili jechaliśmy w kierunku hotelu, pod którym dzisiaj spaliśmy.
Zabrałam walizki, szczenięta, chwyciłam małego za rękę i weszłam do hotelu. Przy recepcji, spotkałam chłopaka, z którym miałam wczoraj trochę do czynienia.
- Cześć, Severin. - Przywitałam się. Zawołany, podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie. Zakończył rozmowę telefoniczną i Powitał mnie.
- Witaj. Co cię tutaj sprowadza?
- Chcę wynająć pokój. - szepnęłam.
- Jednoosobowy?
- Nie. Dwu. - zaprzeczyłam, ukazując malucha.
Sev uśmiechnął się do niego i dał mi do podpisania papiery, które szybko zostały wypełnione. Odebrałam klucz od pokoju i skierowałam się do windy.